Image via Wikipedia
Udowodniliśmy sobie i innym, że można spływać z małymi dziećmi, podziwiając widoki, radząc sobie z trudnościami i dobrze się bawiąc
W zeszłym roku rozpoczęliśmy przygodę z Piławą z naszymi małymi dziećmi. Pokonaliśmy pierwszą część rzeki od wsi Sikory nad jeziorem Komorze do Zalewów Nadarzyckich. Tym razem, na drugą część spływu, wyruszyliśmy z Nadarzyc w grupie 26 osób, w tym dziewięcioro dzieci w wieku od pięciu do dziewięciu lat. Dzień przed spływem prognozy pogody w mediach brzmiały jak wyrok: burze, wiatr i inne niedogodności. Zaczynam mieć wątpliwości, czy warto w ogóle próbować, obawiam się, że będzie tak lało, że prędzej spotkamy na Piławie arkę Noego niż innych kajakarzy. Z wiarą we własne siły i w to, że Piotr (organizator spływu) jest urodzonym szczęściarzem, wyruszam jednak z córką na spotkanie przygody. Chcemy pokazać sobie i innym, że można spływać z małymi dziećmi, podziwiać widoki, pokonywać słabości, radzić sobie z trudnościami i dobrze się bawić. Start jak zawsze poprzedziło zdjęcie całej grupy, bo nigdy nie wiadomo, czy wszyscy dopłyną do końca...
***Startujemy przy elektrowni wodnej w Nadarzycach, przed nami do przepłynięcia 20 km. Piława w tym miejscu jest spokojna, ale zza zakrętu ukazuje się pierwsza poważniejsza przeszkoda - ruiny starego młyna w Nadarzycach. Piotr, który zna dobrze ten fragment rzeki, wyskakuje do wody, bezpiecznie podprowadza każdy kajak do progu i po chwili delikatnie zjeżdżamy w dół. Nieźle jak na pierwszy kwadrans.
Mijamy wieś Nadarzyce. Po prawej stronie widzimy śliczną łąkę, więc postanawiamy zrobić odpoczynek dla schłodzenia pierwszych emocji. Mija zaledwie 10 minut bez wiosła w ręce, a tu pojawia się gburowaty osobnik. Mówi, że to teren prywatny, wyłącznie do użytku gości jego gospodarstwa agroturystycznego. Co za beznadziejne powitanie! Następnym razem weźmiemy ze sobą ustawę Prawo wodne. Tym razem odpuszczamy konwersację i grzecznie opuszczamy "teren prywatny".
Za wsią rzeka szeroko się rozlewa, na brzegach podmokłe łąki. Następne kilka kilometrów pokonujemy przez zalesione i wyludnione tereny Pojezierza Wałeckiego. Kolejny przystanek - pole namiotowe przy wsi Zdbice. Pogoda cudowna, rozkoszujemy się otaczającą nas przyrodą, czujemy się już jak wytrawni kajakarze, dzieci beztrosko grają w piłkę. Jednym słowem, sielanka. Ale daleko na horyzoncie pojawiają się jagodowe chmury. Zsuwamy kajaki po trawie do rzeki i zaczynamy wyścig z czasem - pozostała nam godzina trawersowania do wsi Szwecja. Nurt jest wprawdzie szybki, ale zmęczenie daje się już we znaki.
Naszym celem jest pole namiotowe pana Staszka Wójcika za czwartym mostem w Szwecji. Nad nami pierwszy most, mijamy kolejne dwa, gdy nagle Piława zwęża się w lejek - na brzegach ułożono worki z piaskiem z powodu remontu mostu. Po chwili nieoczekiwane przyspieszenie i spiętrzenie wody - ściskamy mocniej wiosła, byle nie ustawić się bokiem i... cudowny ślizg w dół. Przy polu namiotowym sprawnie wyciągamy kajaki na brzeg.
Goniące nas jagodowe chmury dojrzały - rozpoczyna się burza, naprawdę ostra. Grzmoty, pioruny i ściana deszczu. A my jesteśmy bezpieczni z naszymi pociechami pod dachem pana Staszka. Rozpalamy na nowo przygotowane przez gospodarza ognisko i rozpoczynamy ucztę: grillowana kaszanka, kiełbasa i karkówka. Palce lizać! Dzieci idą na spacer do wioski - do sklepu i do kościoła. Noc i ranek są deszczowe, ale na szczęście wypogadza się ok. godz. 11. Posileni ruszamy w dalszą drogę.
***Następnym celem jest
Zabrodzie i nocleg na polu namiotowym u rolnika, pana Michny (tel. 067 216 02 32), na lewym brzegu rzeki. Pokonujemy dość liczne przeszkody w postaci zwalonych drzew - to też duża zabawa. Do celu docieramy w dobrej kondycji, rozbijamy namioty i znowu mamy ucztę, tym razem w postaci zupy gulaszowej ugotowanej przez gospodynię. Potem następują zabawy i gry w piłkę oraz wyścigi dzieci i tatusiów.
Wieczorem robimy wycieczkę do tamy i stawów karpiowych. Jutro czeka nas najdłuższa na trasie przenoska. Oglądamy spiętrzenie wody i cztery wodospady, duży most po nieistniejącej już linii kolejowej, wielki zakład hodowli pstrągów i piękne widoki z zachodzącym słońcem.
Pole namiotowe w Zabrodziu jest wspaniale położone, szkoda, że nie możemy zostać tu dłużej. Cisza, spokój, śpiew ptaków, piękna przyroda.
Niedziela wita nas cudowną pogodą. Wyruszamy, by za parę chwil przybić do brzegu i zacząć przenoskę. Mamy w grupie silnych mężczyzn, więc idzie to bardzo sprawnie. Ruszamy dalej. Musimy uważać na lewy brzeg, bo umieszczono tu rury, z których tryskają strumienie wody ze stawów rybnych. Co chwila nurt wzburza się niebezpiecznie, ale nikt nie zalicza kąpieli.
Po prawej stronie do Piławy wpada
Dobrzyca. Tutaj rzeka staje się szersza i głębsza. Widzimy rozlewiska i mokradła porośnięte trzciną i drzewami liściastymi, obserwujemy kaczki z małymi, łabędzie, ptaki, motyle, ważki.
Mijamy ostatni most nad Piławą, po prawej wyłania się elektrownia w Dobrzycy. My skręcamy w lewo już na sztucznym zalewie na rzece Gwdzie.
***Spływ kończymy przy zajeździe Celmar koło Dobrzycy. Na parkingu czeka samochód z wypożyczalni kajaków Mrówka - prawdziwy profesjonalizm. Stąd ruszamy do domów w różne rejony
Polski - na północ i południe. Przedtem jednak umawiamy się na trzeci spływ - tym razem Drawą - z naszymi dziećmi za rok, ponownie na Pojezierzu Drawskim, pięknym i nietkniętym przez cywilizację.
[http://wyborcza.pl]