- Obecnie spacer po krakowskich bulwarach, Plantach czy Rynku wieczorową porą to niezły dreszczyk adrenaliny - kolejny głos Czytelnika w dyskusji o nocnym Krakowie.
Po pierwsze: w zupełności zgadzam się z opinią, że zagraniczni turyści to żaden problem w porównaniu z "naszymi" imprezowiczami. Jedyne występki, jakie popełniają, to głośne śpiewy, rozbieranie się do naga czy sikanie na zewnatrz lokali. Nie przekonuje mnie jakoś nagonka na wyspiarzy, ponieważ jako były barman z całą odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że nasza młodzież zachowuje się wielokroć w sposób bardziej chamski. Zagraniczni turyści może i chcą "wyrwać" nasze dziewczyny, ale mimo wszystko nie tłuką się między sobą i bez problemu opuszczają lokal, gdy się im to zasugeruje.
Druga sprawa: jak mam szacunek dla Policji, tak gdy czytam wypowiedzi rzecznika Policji, że nocne awantury to "osobiste" nieporozumienia, to płakać mi się chce. Jakie Osobiste? Prawda jest taka, że Policja po prostu boi się interweniować w lokalach i ich okolicach. Nie dziwię się brutalności ochrony krakowskich lokali, ale skoro na przyjazd mundurowych trzeba czekać pół godziny, to w ciągu tego czasu możliwe jest zdemolowanie lokalu, pobicie klientów i ucieczka do Wieliczki...
I niech komisarz Nowak nie opowiada bzdur o sprawnym monitoringu, interwencjach, gdyż sam wielokrokotnie zgłaszałem prośby o interwencje w okolicach rynku oraz na Kazimierzu. 2 (DWA) razy zdarzyło się, że policja przyjechała w jakimś sensownym czasie. Pamiętam z moich wycieczek do Pragi, Frankfurtu czy Barcelony, jak kończyły sie awantury w tamtejszych lokalach. Błyskawicznie. Policja zjawiała się momentalnie. Podobnie w centrum miast. I nie było tłumaczeń, pouczeń. Kajdanki, radiowóz i papa.
Obecnie spacer po krakowskich bulwarach, Plantach czy Rynku wieczorową porą to niezły dreszczyk adrenaliny. Nachalni żebracy (polecam matalowców na Floriańskiej) czy niedopite karki wyczołgujące się z Afery czy Przychodni Towarzyskich. Ochrona tuż przed zamknięciem nie reaguje już na nic. Na cywilizowanym Zachodzie Europy jest tak, że właśnie w czasie zamykania lokali są wzmożone patrole Policji. U nas policja jeździ pozamykana w radiowozach i udaje, że niczego nie widzi. Komisarz twierdzi, że incydenty nie są zgłaszane. Podam przykład: około miesiąca temu w nocy dzwoniłem pod 112, aby zgłosić pobicie chłopaka na ulicy Szewskiej, któremu jakiś pijany koleś przywalił tak, że chłopak stracił przytomność. Dyżurny najpierw wypytywał mnie, co dokładnie się stało, czy jestem trzeźwy, a następnie zapytał się, czy ten chłopak zaczepiał, czy to z jego winy. Ludzie!!! W międzyczasie moja dziewczyna razem z jakimś przypadkowym mężczyzną ratowali chłopaka. Radiowóz przyjechał po ponad 20 minutach, karetki nie było, a panowie policjanci zapytali, czy wszystko w porządku... Jakieś pytania? Proponuję panu Nowakowi przejść się z żoną czy córką w nocy po Plantach czy bulwarach, bez broni i odznaki - zobaczymy, czy nadal będzie tak promiennie mówił, że Kraków to takie bezpieczne miasto.
Z pozdrowieniami Młody Krakowianin
0 komentarze:
Prześlij komentarz